poniedziałek, 26 sierpnia 2013

Jaś na świecie!!! Opis porodu i...

Jan Natan ur.12 lipca 2013 roku
godz. 11.55
waga: 3480 g
długość: 54 cm
Dzień przed od rana odchodził mi czop zabarwiony lekko krwią, pojechałam do szpitala na kontrolne badania, bo w piątek miałabym problem, bo męża miało nie być. Badań nie miałam bo poradnia była w ten dzień akurat nieczynna.
W ten dzień wieczorem byłam jeszcze na spacerze, na przydrożnych czereśniach :lol: i u mojej siostry powiadomić ją, że gdyby coś się działo, aby zawiozła mnie do lekarza n drugi dzień.
Poszłam spać około godziny 23 i wtedy coś mnie mocniej zabolało. Rozpłakałam się na męża kolanach, że boję się, że będe rodzić a go nie będzie (w ten dzień musiał pilnie jechać ponad 400 km uregulować sprawy z byłą pracą). Uspokoił mnie i poszliśmy spać. Przebudziłam się po godzinie 1, bo zaczął mnie pobolewać brzuch, obudziłam męża i tak siedzieliśmy do 2.30 bo on o tej godzinie jechał, obiecał, że załatwi sprawy i wróci do godziny 15 i żebym poczekała z porodem na niego. Wtedy jeszcze nie przeczuwałam, że mogą to być bóle porodowe, raczej myślałam o skracającej się szyjce. Mąż pojechał, a ja zostałam sama :roll: trochę się bałam, bo skurcze się nasilały i nie dawały już spać. Wzięłam jedną tabletkę apap, ale nic nie pomogło. Skurcze zaczęły się co 5-6 minut około godziny 4-5. Wzięłam kąpiel, umyłam włosy i tak sobie czekałam na rozwój akcji. Moja siostra była już poinformowana, żeby mnie zawieść, podobno całą noc czuwała pod telefonem :-P Gdy pojawiały się skurcze wstawałam z łóżka i chodziłam, schodziłam ze schodów i przechodziły, za każdym razem szłam siku. Przed godziną 6 zadzwoniła siostra z pytaniem jak się czuję i czy chcę i o której jechać do lekarza (wtedy była jeszcze mowa o kontrolnych badaniach, nie porodówce. Umówiliśmy się na godzinę 8, ale gdyby coś to mam dzwonić szybciej. Zjadłam sobie jeszcze czekoladowe chrupki z mlekiem, bo pomyślałam, że jeśli miałabym rodzić to wolałabym nie być głodna, po godzinie 7 skurcze stały się nieco łagodniejsze i wtedy pomyślałam, ze to na pewno tylko szyjka się skracała, no nic poczekałam na siostrę, wzięłam torbę w razie gdybym została w szpitalu i pojechałyśmy.
Podłączyli mnie pod ktg, skurcze znowu się nasiliły. Nie chciałam już leżeć na tym łóżku, później badanie przez lekarza, nie bolało tak mocno, czułam mały dyskomfort raczej. Rozwarcie miałam na 4 cm, wtedy to już wiedziałam, że zostanę na porodówce, poszłam zrobić siku i wtedy... odeszły mi wody . Zaprowadzili mnie do sali porodowej, moja siostra została ze mną, ale powiedziałam lekarzowi, że przy porodzie pewnie będzie mój mąż tylko, że się spóźni bo jest 400 km stąd :lol: . Siostra mówiła, że zostanie tylko 2 godzinki, bo nie może dłużej, więc bałam się trochę.
Na sali trochę pochodziłam, no może około godzinki, w tym też kilka razy do toalety, no i podłączyli mnie pod ktg :-? :-?Myślałam, że nie dam rady, skurcze coraz mocniejsze, babka nawet nie podwyższyła mi podparcia na plecy i tak leżałam plackiem. Mówię jej że nie chce już tak leżeć, że wole chodzić, ale musiałam już do samego końca być podłączona pod tą aparaturę. Przypomniałam jej o antybiotyku, więc sprawdziła w książeczce ciąży i podała mi. Zaczęło mi coraz bardziej przeszkadzać to leżenie, druga położna podniosła mi łóżko, że leżałam na pół siedząco, było mi wtedy lepiej. Dali mi wtedy też gaz rozweselający i kazali wciągać, zaczęłam wciągać, ale nie dawało efektów, po chwili jednak zakręciło mi się w głowie i poczułam się jak pijana. Wtedy chciałam zrezygnować z tego gazu ale popróbowałam kilka razy i dzięki temu skurcze stały się bardziej znośne, myślę,też że trochę przyspieszyły akcję porodową bo dzięki gazowi nie czułam się spięta. Patrzałam na godzinę. Za około godzinę miała zmyć się moja siostra :-| a była mi bardzo pomocna bo czułam się lepiej, żartowałyśmy, podawała mi wodę bo ja trzymałam ten gaz w ręce i było by mi trudno samej pić. W końcu babka zabrała mi ten gaz i mówi do mnie, że jak będę czuła parcie to mam przeć :shock: Było to około godziny przed 12. Skurcze parte najbardziej były wkurzające, nie tyle co bolało, ale myślałam, ze nie dam rady wypchać dziecka. Takie dziwne uczucie. Szybko w kanale znalazła się główka, kazali mi dotknąć, ale trochę się bałam, dotknęłam ale nie poczułam :570: W końcu sobie w duchu pomyślałam, że mogłaby mnie naciąć ta położna, a żeby było już po wszystkim. Skurcze parte trwały 15 min, babka nie nacięła mnie, powiedziała, że jeśli nie będzie potrzeby to tego nie zrobi. Jasiunio wyszedł szybciutko (godz. 11.55) i położyli mi go na brzuchu. Był taki malutki, leżał cichutko i się na mnie patrzył :serce: :serce: po paru minutach zabrali mi go na badania, a ja jeszcze zostałam. Urodziłam łożysko zbadali mnie, było potrzebne założenie jednego szwu bo miałam obtarcie.
Po wszystkim zrobiło mi się strasznie zimno miałam dreszcze, okryli mnie kocem i zawieźli na sale po porodową gdzie czekałam już na mojego skarba.

Podsumowując:
poród wspominam dobrze, a o bólu zapomniałam z chwilą gdy ujrzałam moje maleństwo.
Obyło się też bez krzyków, aż tak bardzo mnie to nie bolało, żebym musiała krzyczeć czy płakać.
Już po, muszę stwierdzić, że wielką głupotą było czytanie różnych opinii o porodach, o intensywności bólu, porównywaniu bólu do innych i niepotrzebnego nakręcania się i życia w strachu do porodu. Każda kobieta przechodzi inaczej poród i ma też różny próg odporności na ból, nie wiem czy ja mam wysoki, ale nie powiedziałabym, że jest to najsilniejszy ból jaki człowiek może w życiu doznać.

_________________